Monday 28 September 2015

O pogodzie z trzyjęzycznym dwulatkiem

Perełki:

1. O POGODZIE

Zabieram Misię do sklepu po żłobku, więc maszerujemy do auta. Akurat wyszło słoneczko i śpiewał jakiś ptaszek.

Misia: Ptasiek piewa. Świeci słońce! Ptasiek lubi świeci słońce.

Ja: Tak! Ptaszek śpiewa. Ptaszek lubi jak świeci słońce.

Misia: Świeci słońce. Jest ciepło! Misia lubi świeci słońce!

Mama też, kochanie... Mama też... Tylko tutaj tego słońca jak kot napłakał...

2. O TYM KTO TU PONOĆ RZĄDZI...

W domu ciągle ubierała i ściągała nowe buty z jakimiś nerwami. Mówię jej, że mama schowa buty i dostanie je jutro do żłobka.

Misia: Nie! Buty tu! (zabrała buty, położyła na kanapę i pokazuje na nie.)
Nie ruszaj Mamuś buty! Papa krzyczy Mamusia!

(Czytaj: Nie ruszaj Mama butów bo Papa na ciebie nakrzyczy) :-D

Się rozgadała, mówię wam ;-)

Sunday 27 September 2015

Trzyjęzyczek, 25 miesięcy - O kredkach z dwulatkiem

Po dwóch tygodniach wakacji z Mamą i Papą w Polsce (o tym wkrótce) u Misi nastąpiła eksplozja językowa. Po polsku powstają coraz dłuższe zdania. Często w krótkich wyrażeniach Misi zaskakuje mnie poprawność wypowiedzi, choć w większości mam przyjemność słuchać najsłodszego "Kali zjeść krowa" dla moich uszu ;-)
Papa też doczekał się wreszcie częstszych odpowiedzi po francusku (wcześniej był to częściej miks bardzo polsko- troszkę francuski z odrobiną angielskiego). Bardzo dużo i chętnie Misia powtarza teraz po Papie francuskie wyrażenia.

Podsumowanie mowy dwulatka jest w stanie posta do napisania. Staram to sobie chwilowo wszystko w głowie poukładać i mam nadzieję, że  niedługo siądę wreszcie i go opublikuję ;-)

A tak w międzyczasie, podzielę się z Wami Misiowymi dialogami.

O KREDKACH 1

Ja: Chodź będziemy razem kolorować.

Misia: Tak!

(Misia ma słonia, a ja jakiegoś ptaszka na drzewie. Biorę zieloną kredkę z pudełka i koloruję liść. Nagle Misia zauważa to i..
zabiera mi kredkę i odkłada na bok koło siebie...)

Misia: Nie nie nie Mamuś, to Emilki to...

(No dobra. Sięgam po inną zieloną...)

Misia: Nie nie Mama, to Emilki to..

(Zabrała i położyła kredkę obok siebie.)

Ja: A mogę inną zieloną kredkę? Proszę?

Misia: Nie.

Ja: A dasz mi inną kredkę?

Misia: Masz to! Mama.

( Dała mi -nie pierwszy raz- jakąś beżową. Czasem daje mi czarną :-D
Ja w śmiech. No uduszę chyba!)

(Koloruję piórka jakąś fioletową kredką i myślę "A może pokoloruję gałązki...")

Ja:  A dasz mi brązową kredkę, proszę?

Misia: Tak, proszę Mamusia.

(I dała. No i jak tu udusić??? :-D )

Będziemy musiały popracować nad konceptem dzielenia się, bo maniery mają się nie najgorzej. :)


O KREDKACH 2

Ja: Misiu, pożyczysz mi taką kredkę?

Misia: Nie! Misia układa!

Ja w myślach: "No to jak układasz, to chociaż porządnie" :D

i wrobiłam ją w układanie "Tak Samo" lub "Dokończ szereg kredek ułożonych czubkami w górę/ w dół":




Thursday 16 July 2015

Rozmowy z trzyjęzycznym dwulatkiem

Pomieszanie z poplątaniem:

1. Na dobranoc, Miśka już w łóżku.
Ja: Kocham Cię.
Miśka: (powtarza) ko... cham cie....... Ko... Humpty Dumpty sat on a wall! - Humpty wymawiane "ham- pty"

Hmmm... Albo jeszcze nie do końca zrozumiała, albo sobie ze mnie jaja robi ;-)

2. F. poszedł rano po Miśkę do jej pokoju bo już wstała. Trzyma ją na rękach i zagaduje (a ja podsłuchuję).

F.: (po francusku każde pytanie) Dobrze spałaś?
M: (angielskie) Yeah.
F.: Królik i kangur też już wstali?
M: Yeah.
F.: Idziemy po mleko?
M: Yeah.

F.: A jutro polecisz na inną planetę?
M: Yeah.
F.: A przedtem pojedziesz kupić nowe auto?
M: Yeah.
F.: To już zdałaś prawo jazdy?
M.: Yeah.
F.: I kupisz sobie Ferrari?
M: Yeah.
F.: A dużo zapłacisz za to Ferrari?
M: No...(FR/ANG Nie)

No to pogadali... :-)

O tym co Miśka mówi z większym sensem napiszę wkrótce.

Tuesday 21 April 2015

CD z polską kulturą w muzyce uczy mojego trzyjęzyczka tworzyć pierwsze zdania! - Niezwykle lekcje rytmiki

Po cichutku, po malutku wkraczamy w kolejny etap Misiowego rozwoju mowy. Teraz chcę wam jednak polecić kolejną perełkę z naszej muzycznej biblioteczki. ( O poprzedniej polecanej przez nas troje, włącznie z F., poczytajcie tu: CD z polską muzyką dla trzyjęzyczka).
 
Najpierw odkryłam pierwszą piosenkę, całkiem przypadkiem, na YouTube.
Jestem Polakiem wprawiło małe nóżki, rączki i kuperek Misiowy w radosne pląsy. Słuchając tego, samej chciało mi się tańczyć. Teledysk już do końca Misię przekupił.
 
Kilkając na nazwę kanału Niezwykłe Lekcje Rytmiki na YouTube, odkryłam, że dostępne były jeszcze dwie piosenki (też z teledyskami).
 
Po przesłuchaniu kolejnych dwóch - Polskie Pyszności i Opolskie Nutki (tu to mnie kupili :) )  - wyruszyłam w internet na zakupy płytki.
 
Gertruda (z pochodzenia Niemka :) ) prezentuje:
 

 
Teraz widzę, że na ich kanale dostępne jest wszystkie 10 piosenek. (Nie ma natomiast 10 lekcji rytmiki prowadzonych przez Mariusza Totoszko, ani podkładów karaoke).
 
Elementy refrenów są tak wpadające w ucho, że Miśka sama wyłapuje i śpiewa: Tutaj, tutaj... Mniam, mniam, mniam... Na, na, na, na, na... :)
 
Piosenki są o polskich potrawach, sławnych Polakach, królach i historii Polski, o polskiej walucie i nawet kilku miastom wyśpiewują pochwały (Warszawa, Kraków, Zielona Góra, Opole).
 
Sami obejrzyjcie i posłuchajcie. My tam to kochamy pełną śpiewającą gębą!
 
1.Jestem Polakiem
 
 
 
2. Polskie Pyszności - u nas "Niam niam niam..." - nie wiem czy to wpływ tej piosenki ale mój chowany na obczyźnie niejadek, który je normalne obiady tylko w żłobku, jakoś nagle w Polsce wtryniał kotlety schabowe, rosół i pomidorową :) Biegło to to do kuchni wołając "Kalon! kalon!" (czyt. makaron nitki :) )
 
 
 
3. Historia Polski -  u nas znane wybitnie jako "TUTAJ, TUTAJ..."
 
To właśnie ta ostatnia piosenka spowodowała pierwsze Misiowe, w 100% poprawne polskie zdanie...
 
Wielki Nene (królik) przewrócił się na kanapie i nagle widzę, że Misia go ciągnie i wysila się żeby go poprawić, i mówi:
 

- Chodź tutaj!

   {{{

Thursday 12 March 2015

Niedzielne zabawy z 19-miesięcznym dzieckiem II

Zdradzę wam, że odkąd zaczęłam wymyślać zabawy na niedzielę, bawimy się całe popołudnie, radochy mamy po pachy, a potem jeszcze w tygodniu dziecko chce "Jeście. Jeście. Jeście"  :)

Hit zeszłego tygodnia kontynuuje swoje pięć minut sławy. O czym mowa?

Mama! POpon Popon Popon POPON! - Pompony w roli głównej.

Impreza 1: Ile pomponów uda się wziąć w jedną rączkę? A ile w obie? Uda się wszystkie?

Impreza 1a: Daj czerwony pompon. - tylko jeden kolor, jak na razie, jest rozpoznawany :)



Impreza 2: Wciskamy pompony w otworki odwróconego klocka Mega Blocks i powtarzamy po Mamie od jeden do dziesięciu. W większości po swojemu :) Tylko "pięć" i "sześć" po polsku :)
Potem wyciągamy wszystkie po jednym wołając hop, hop, hop i zaczynamy od nowa..




Impreza 3: Wrzucamy pompony do otworki odwróconego klocka Mega Blocks i wklepujemy łyżką lub łopatką...






Korzystając z faktu, że wyszło wreszcie słońce, wyszłyśmy też na spacerek, żeby zrobić sobie przerwę od pomponów :)



Po spacerku - Impreza 4: Misia wrzucała pompony do pudełka po butach, w którym jeden z boków miał otworek na około 2cm.

Zajmowało jej to jakieś 30 sekund i co chwilę musiała ćwiczyć słówko "otwórz". Strasznie lubię to jej OFU! OFU! :)

W końcu musiałam jej dołożyć więcej pomponów. Miałam tylko mniejszy rozmiar, to musiałam bardziej pilnować, ale czego się nie robi dla szczęśliwego dziecięcia? :)



W związku z tym, że pokrywka nie chciała nam się trzymać na pudełku i ciągle się to wszystko przewracało, zastosowałam dwie pary samoprzylepnych kółek-rzepów (kupiłam w papierniczym).
Po kółeczku na dwóch brzegach pudełka i pokrywki.

Tego typu zamknięcie właściwie uniemożliwiło Misi samodzielne otwarcie pudełka. Jeden rzep wystarczyłby dla stabilności, ale ze względu na małe pompony ukryte w środku, zdecydowałam się na system utrudnionego dostępu bez nadzoru.

Szczegóły techniczne :)




Na bonus pokażę wam jeszcze jak bawiłyśmy się parę miesięcy temu. Już wtedy pompony były odjazdowe.

Misia około 14 miesięcy:


Dodatkowo Misia trenowała zakręcanie i odkręcanie nakrętki (jej pomysł), po prawie każdym pomponie. Oj napracowały się te małe paluszki :)

 
Inne pomysły:
- Starsze dzieciaczki mogą sortować według kolorów,
- bawić się w który nie pasuje
- znajdowanie innego przedmiotu, jak np. zabawki w kolorze wylosowanego pompona i nazywanie kolorów
- opowiadanie co jeszcze może mieć taki sam kolor (okazja na rozmowy w języku mniejszościowym dla wielojęzyczków)
- można sprawdzać gdzie kto ma gilgotki :)
- znajdować słówka jaki jest pompon: puszysty, miękki, mały, średni, czerwony, okrągły..
- celować rzuty do kubka
- układać sekwencje (czerwony, żółty, niebieski, czerwony, żółty itd.., /mały, duży, mały itd..)
- ilość możliwości jest nieskończona - the possibilities are endless :)

Tuesday 3 March 2015

Niedzielne zabawy z 19-miesięcznym dzieckiem

Musimy wziąć wyrażenia dźwiękonaśladowcze przez kolano chyba, bo coś nam nie idą.
Poza drugim zeszytem z serii "Kocham Czytać", Misi nie interesuje zapis graficzny odgłosów zwierzątek czy innych onomatopei.

Jakie dźwięki wydają różne zwierzątka wie, choć uparła się, żeby nie przyznawać się, że wie jak mówi żaba.  Raz jej się KUM wymsknęło i na tym był koniec.

Dzień przed ukończeniem przez Misię 19-tu miesięcy, nastąpił jednak całkowicie nieoczekiwany rozwój wydarzeń. Na nowo zachciało jej się czytać samogłoski ;D

Pisałam już kiedyś, że pierwszy zeszytu profesor Cieszyńskiej, u Misi nie wywoływał chęci powtarzania. A tu nagle, podczas wieczornego czytania...

Na pierwszej stronie jest chłopiec po lewej, dziewczynka po prawej, prezentujący układ ust przy wymowie A, U, I. Poszczególne samogłoski są w "dymkach" między każdą z trzech par dzieci.

Czytam Misi, pokazując moim palcem: A... U.... I....
Czysty szok mi się wymalował na twarzy, zmieszany z dumą i radością, jak Misia swoim małym paluszkiem myk myk myk, pokazała trzy samogłoski czytając je na głos!! Hura! :D

Pozwoliła sobie przeczytać całą książeczkę i chętnie powtarzała. Starałam się zwracać uwagę, by powtarzała odpowiednią ilość powtórzeń samogłosek w dymkach na obrazkach. Jak było jedno U, albo jak było trzy: AAA. Całkiem dobrze nam poszło.

Na koniec Misia chętnie przeczytała mi samogłoski w tytule książeczki "Kopciuszek", jak jej po jednej pokazywałam palcem; i dała sobie całą bajkę przeczytać, bez przerywania, marudzenia, co się do tej pory bardzo rzadko zdarzało. (Pokazywanie na obrazkach ptaszków, pań, butów itd. z ekspresowym przewracaniem stron było normalne do tej pory).

Wspominałam, że odkąd F. bawił się Misią przed lustrem w wycie jak wilki, to Misia od tej pory kiedy budzi się w nocy, to zamiast płakać, wyje AUUUUUUUU!!!! AAAUUUUU!!!

Tamtej nocy, słyszałam Misię przez ścianę: UUUUUUUU.... EEEEEEE....... UUUUU.... EEEEEE...

Tak bawiłyśmy się w zeszły weekend. Podczas rysowania kredkami, tak jakoś narysowały mi się samogłoski :) Misia zapytana, wszystkie przeczytała.





Znowu Misia budowała żyrafy.(Myślałam, że Lego Duplo bardziej ją będzie kręcić, a tu proszę - preferencja dla Mega Blocks.). Coraz częściej woła "jeszcze", jak jej się te podłużne klocki skończą. Nie chcę jej dawać tych kwadratowych i małych z pojedyńczą kropką, bo wiem, że skończy się straszną frustracją i zamaszystym ruchem ręki. Trzeba będzie dokupić jeszcze jeden zestaw i wygrzebać z niego te podłużne klocki:)



Próbowałam też znowu namówić ją do sortowania. Tym razem według koloru.
 

Sunday 1 March 2015

4 wskazówki na laminowanie dla malucha ( poniżej 2 lat) - i o co chodzi z tymi mikronami?

Czy ręcznie robione przez Ciebie materiały i pomoce edukacyjne dla Twojego małego dziecka kończą pogniecione, rozmoczone i w strzępach? Drukujesz kolejny raz, wycinasz... I znów wyrzucasz.. Powtarzasz w kółko: "nie bierz do buzi"... "nie gnieć"... "nie targaj"... aż do znudzenia?

Jeśli tak to u Ciebie wygląda, to wiedz, że u mnie też tak było. Chcesz wiedzieć co u nas pomogło? Czytaj dalej..

Wiele blogujących Mam/opiekunów/nauczycieli bawiących się z dziećmi według metody Montessori czy Metody Krakowskiej/Sylabowej, laminuje własnoręcznie wykonane materiały rozrywkowo-edukacyjne.

Pozazdrościłam im efektowności zalaminowanych sylabek, domino, memory DIY.. .
Lubię lśniące nowością “zabawki”. Taka ze mnie sroka. :) Kto nie lubi? Lubię też takie, które nie są nowe ale za to zadbane. O “starsze” zabawki staram się dbać i chronić przed zniszczeniem. Jakoś chętniej sięgnę po nie przeżute puzzle…

Wydrukowana kreatywność niezabezpieczonych materiałów, w łapkach Misi (między 13-19 miesięcy i nadal…) kończyła w ślinie, jogurcie, zgnieciona i w strzępach. W dowolnej kolejności… Syzyfowa praca.
Nieocenionym Sukcesem Wychowawczym jest to, że Gryzoń- Niszczyciel nie dręczy książek… Na matczynych wydrukach sobie za to odbija. :) 

Natchnęło mnie na laminowanie samoprzylepną folia do oprawy książek i zeszytów (Jak to zrobić? Zobacz w II. Dwie Dodatkowe opcje), co niestety względnie odsuwało w czasie nieunikniony stan zniszczenia. (Przetrwały tylko karty naklejone na twardą kartonową planszę.).  

Gdy w końcu kupiłam laminator, już przy zakupie pierwszych folii do laminowania zaliczyłam wpadkę – moja maszynka przyjmowała maksymalnie “100 mikronów”, a ja odkryłam, że kupiłam folie 125-tki... Tak więc zgłupiałam, wkurzyłam się, po czym poszłam po rozum to głowy. W Google.. O tym czego się nauczyłam (O co chodzi z tymi mikronami?!) w III. Dodatkowe informacje.
 

I. TOP 4 wskazówki na laminowanie dla malucha (<2 lat)


Ślady zębów 18-miesięcznej Misi :)

1. Dla roczniaków polecam raczej folie 125 mikronów - zdążysz krzyknąć "Nie zgniataj/nie zginaj!", zanim Twoja twórczość ulegnie zniszczeniu. Szczególnie na mniejsze elementy edukacujno-rozrywkowe (kartoniki z sylabkami, domino itp.), którymi dziecko będzie się bawić (miętoląc i próbując je zjeść...To pierwsze co Miśka zrobiła z jabłkiem na powyższym zdjęciu...).

Friday 20 February 2015

Czwarty język trzyjęzyczka? Fourth language of my little trilingual?

Misia na codzień słyszy trzy języki i nigdy nie wiadomo w którym spróbuje coś nowego powiedzieć.

Niedosłyszałam ostatnio tego co powiedziała, więc dopytuję:

Ja: Co mówisz, kotku?
Misia: miau (miał)..

:-)

ENG:

My daughter hears three languages around her on a daily basis. Every time it's a mistery in which of the three languages her next new word will be.

Recently I didn't quite catch what she said, so I proceeded to asking and this happened:

-Me: What are you saying, kitten (pet word I use with her sometimes)?

-Misia: miau..

:-)

Fot. Wychowac3jezyczka.blogspot.com

Tuesday 17 February 2015

Niedzielne zabawy z 18-miesięcznym dzieckiem

Czasem jakoś tak mam, że to całe niedzielne popołudnie jakoś mi się wlecze.
W zeszłą niedzielę jednak czas zleciał nam całkiem niepostrzeżenie :)

1. Poodkładałam najpierw na miejsce wszystkie zabawki walające się po podłodze. Z rotacyjnym systemem zabawek (klik do poprzedniego posta TU) zajmuje to tylko minutkę lub dwie.

Najpierw położyłam jej na krzesełku kilka wielkich lego-podobnych klocków (Mega Blocks). Reszta klocków była w koszyczku na ziemi.  Na początku Misia wykładała po jednym na krzesło, aż do opróżnienia koszyczka. Potem wkładała klocki z powrotem.

Za chwilę jej się znudziło i po ułożeniu wszystkich klocków na krześle, zamieniła się w zamaszysty miotacz klocków. Za każdym razem krzyczała "No!"

Na te krzyki przyszedł F. I trochę jej na złość wszystkie kocki znów na krześle poukładał mówiąc 'oui!' - francuskie tak.

Misia na to znowu wymiatała wołając "No!"

F. jej znowu poukładał, mówiąc "oui" kładąc każdy klocek.

Misia znowy klocki wymiotła. Na co F: "d'accord" - zgoda i zaczął zbierać klocki do koszyczka.

Misia za klocek z koszyka ekspresowo złapała i zaczęła układać klocki na krześle, mówiąc "oui"! :D

Nie ma to jak użycie psychologii odwróconej (reverse psychology). F sobie zaraz po tym poszedł.

To co stało się kilka minut później nas zagięło. Misia poukładała najpierw klocki jeden obok drugiego, a jak zabrakło miejsca, zaczęła je jeden na drugim układać. Budowała już z tych klocków tak do 4 elementów, a tym razem układała więcej i więcej. Budowla jej się parę razy rozpadła na pół, ale Misia w skupieniu łączyła klocki dalej. 

Dumna dowodząca budową Misia i jej 'żyrafa'? ;)



(W tym tygodniu dałam jej tylko klocki o podłużnym kształcie - "dwu i trzy-wypustkowe" że je tak sobie nazwę. Nie dałam jej klocków gdzie "wypustek" są dwa rządki, bo te jej się w małych łapkach nie mieściły. Okazało się to hitem!

Dzisiaj rano Misia z domu do żłobka nie chciała wyjść tylko "żyrafy" budować. Powiedziałam paniom w żłobku, żeby dziecku klocki skombinowały i obiecały tak zrobić.)

2. Po drzemce przygotowałam Misi tacę, rondelek, miseczki, trzy łyżeczki i płatki śniadaniowe.

Mieszało dziecko łyżeczkami..


Przesypywało dziecko rondelkiem...


Przy okazji zjadło trochę pełnoziarnistych węglowodanów :)


Po czym zwiała się wspinać :)


3. i 4. Budowałyśmy wieżę z drewnianych klocków.

Na koniec podsunęłam Misi zalaminowane karty z obrazkami przedstawiającymi wyrażenia dźwiękonaśladowcze (ściągnięte i podrukowane z blogu MiMowy z serii Ćwiczeń na zamówienie stworzone przez panią Martę Marzec z gabinetu Logat. Linki pod zdjęciem poniżej.)


http://blog.mimowa.pl/index.php/2014/11/cwiczenie-na-zamowienie-czesc-16-logat/

http://logat.edu.pl/

Chciałam ją namówić na dopasowywanie mniejszych kartoników z elementami do większych obrazków (tak jak po prawej), ale Misia miała własną inwencję twórczą..

Przeczytała mi A i E z samogłosek i odpowiedziała na pytania jak robią/mówią/ co to? rysunki z małych kartoników : tik tak, halo, hahaha, bi bi, bum bum, kap kap, klaskała w rączki. Pająka, skakanki i nutek jeszcze nie umie pokazywać/wyrazić w połączeniu z tymi obrazkami mimo, że umie mówić i powtarza hophop, w żłobku mówi spider na obrazek pająka i w książeczkach Kocham Czytać zna wszystkie przyśpiewki- Lalala Lololo Lululu Lilili i Mimimi.

Następnie jakieś 45 minut (! -następnym razem wezmę sobie książkę do czytania! :) ) wykładała wszystkie karty po jednej z pudełka po chusteczkach i wkładała je z powrotem.

Zajęta była niesamowicie. Odzywała się do mnie tylko jak się połapała, że jej się piosenka z "kle kle kle" skończyła i kazała sobie włączyć po raz n-ty. :)

Ta niedziela na długo przejdzie do historii jako dzień, w którym Misia bawiła się sama przez rekordowy okres czasu.

Nawet przez to, że stolik sobie stał, Misia zorganizowała sobie w pewnym momencie sama zajęcia stolikowe :) Żyć nie umierać :)

 

Sunday 15 February 2015

CD z polską muzyką dla trzyjęzycznego malucha - Niedzielne sukcesy

Miałyśmy z Misią dziś całe popołudnie i całkiem szybko nam zleciał czas na różnych zabawach.
Pokażę wam następnym razem co robiłyśmy, bo już dzisiaj nie dam rady.

Odniosłyśmy też kilka rodzinnych sukcesów.

Sukces pierwszy to taki, że udało mi się w większości wykorzenić telewizor grający w tle. Misia nigdy nie skupiała się na bajkach. OD ZAWSZE wiedziałam, że to niedobre dla maluchów, a i dodatkowo ostatnio jeszcze doczytałam na ten temat. Ciężko nam jakoś było (razem z F.) nie włączać dziada. Uzależniliśmy się od tego szumu w tle i rozleniwiliśmy się w kwestii zabaw z Misią.

Sukces drugi to taki, że wreszcie udało mi się wprowadzić dobry nawyk puszczania muzyki w tle. (Czytałam o jego potencjalnie pozytywnym wpływie na językowy rozwój dwujęzycznych dzieci na www.BilingualMonkeys.com w poście http://bilingualmonkeys.com/great-music-for-kids/

Wreszcie mam z tego przyjemność i nagle nie muszę o tym specjalnie myśleć, czy się zmuszać do włączenia czegoś.

Lekarstwem okazały się płytki CD z klasycznymi polskimi wierszykami dla dzieci w cudownej oprawie muzycznej. Leciało to to cały dzień u nas, praktycznie bez przerwy i cała nasza trójka (nawet jeśli każdy w swoim kątku) podtańcowywał czy podśpiewywał (Włącznie z F.!).

Jestem uczulona na denerwującą muzykę dla dzieci. Jak mnie coś denerwuje to puszczać nie będę i już. Mam kilka takich płytek na której podoba mi się jedna czy dwie piosenki, a gdzie pozostałe chcą mnie dobić... Zabiorę się kiedyś za te płyty i skombinuję jakąś składankę, żeby już nie musieć przeskakiwać ciągle tych muzycznych potworków.

Z drugiej strony, nie jestem wielką fanką muzyki klasycznej, więc też nie chcę tego w kółko puszczać. Nawet w tle mnie denerwuje jak nie jestem w humorze na takie utwory. (Albo są dla mnie zbyt "usypiające", albo zbyt "agresywne" w momentach kulminacji utworów).

Perełka? - Muzyczny Elementarz dla Dzieci, wydawnictwa Kidimax -  obie płyty są cudowne! Polecam tak mocno jak tylko się da!

F. był przeszczęśliwy, że są do płytki dołączone książeczki ze słowami wierszyków. Sam śpiewał sobie o jaskółeczkach. Miśki nawet nie było w pokoju :) Powspominał potem jak to ta muzyka przypomina mu jak w dzieciństwie zabierano jego klasę do teatrzyku marionetek i jak bardzo to lubił.
Oficjalnie są to nasze ulubione płytki z muzyką dla dzieci.

"Cztery Pory Roku" i "Wiejskie Zoo", kilka faktów o:
- na jednej 20 na drugiej 26 utworów muzycznych Arkadiusza A. Niezgody.
- kwartet smyczkowy i fortepian
- utalentowane muzycznie dzieci (F. parę razy komentował jak strasznie podobają mu się te małe głosiki)
- wierszyki na jednej płytce są wszystkie Konopnickiej, na drugiej lista - M. Kownacka, M. Konopnicka, T. Lenartowicz, S. Jachowicz, W. Bełza, A. Oppman, I. Krasicki.
- powiem tak, jak tylko stworzą nową płytkę to my ją chcemy!


 

Tu możecie posłuchać fragmentów z pierwszego Elementarza:
http://muzycznyelementarz.pl/plyty/

Na głównej stronie w zakładce Aktualności jest też teledysk do utworu "Bocian".

Jest to pierwsza piosenka, która puszczona w tle miała taki wpływ na Misię, że moje dziecko bawiąc się, zaczęło śpiewać! Kle kle kle kle kle :)

Po czym bawiła się Misia dalej... aż się połapała, że się jej piosenka zmieniła. Podbiegała wtedy do mnie z pilotem od odtwarzacza i "ke ke ke" woła, żeby jej znowu puścić. No i leciał ten bociek praktycznie w kółko :)                                (czyli Sukces trzeci !)

(**Nikt mi nic za powyższy opis i polecanie nie dał :) Opinie całej naszej trójcy i tyle :))

Friday 6 February 2015

It takes a village... Potrzeba całej wioski..

It takes a village to raise a (multilingual) child. (staro-afrykańskie przysłowie z moją wstawką) 
 
Potrzeba całej wioski by wychować wielojęzyczka.
 
Sama jestem w stanie wychować Misię na polskojęzyczne dziecko, nawet w polocie - polsko-angielskojęzyczne. Jakbym się uparła to nawet trzyjęzycznie bym ją zdołała wychować z moim jeszcze trochę łamanym średnio-zaawansowanym francuskim.
 
Do tego, żeby to językowe wychowanie jakoś porządnie wykonać, przyda się pomoc innych native speakerów - rodzimych użytkowników moich nieojczystych języków.
 
Rodziny już mam poniekąd zatrudnione do pomocy. Poza domem i rodziną odbyłam już kilka rozmów z paniami w żłobku. Tak przy okazji.
 
Wczoraj debiut swój miał Misiowy Słówkowy Dzienniczek. Pomysł nie jest mój (Eli z Dwujęzyczności TU), obrazki też z internetu, ale za to własnymi rękami, nożyczkami i klejem, wymodziłam taki oto pierwszy dzienniczek:
 
Ot tak, zwykły zeszyt (80-kartkowy?). Okładka z obrazkami z internetu wydrukowana na B5 (pół kartki A4), zalaminowana folią to okładania książek.
 
W środku obrazki i napisy wklejane do Word'a i w niektórych przypadkach One Note, ale w Wordzie ogólnie wszystko można. Chmurki można też oczywiście ręcznie nabazgrać, ale ja leń jestem :) Chciałam tylko na szybko znaleźć obrazek, wydrukować, wyciąć i wkleić. I żeby było, o!.

 
- Na początek wrzuciłam angielskie słówka, których Misia użyła w domu.
 
- Potem dorzuciłam słówka polskie i francuskie (na razie z jakieś 10), które Misia wymawia tylko w naszych domowych językach (zazwyczaj tylko w jednym z nich). Dopisałam znacznie słówka po angielsku i fonetycznie, na tyle na ile się dało, tak jak Misia te słówka wymawia.
 
- Dopisałam PL, FR, EN i kwadraciki do nich, gdzie stawiałam ( i mam nadzieję, że będę dostawiać) ptaszka, w przypadku gdy Misia mówi też słówko w pozostałych językach.
 
Na razie u nas dzienniczek to taki raczej słowniczek, żeby dodatkowo panie w żłobku miały z Misią co oglądać. W niedalekiej przyszłości będę pewnie więcej coś ręcznie rysować i marzy mi się Dzienniczek-Pamiętniczek tak jak u Eli - codzienny i z wakacji. Ela stworzyła też Mój Pierwszy Dzienniczek, wydany przez wydawnictwo WiR. Też się na taki czaimy na troszkę później. :)
 
 
Léon l'herrison qui ne pique pas  - Jeż Leoś Niekłujek (w Misiowym skrócie "Sie" czyli jeż) pomagał w podtrzymywaniu dzienniczka do zdjęć.
 
 




Panie w żłobku zapisały angielskie słówka, na których wypowiadaniu przyłapały Misię. Słyszałam u niej book- książka, door - drzwi, drink - pić, nana - banan, ale pozostałych nie, więc dzienniczek już się przydał.

Jutro będziemy oglądać łódki, autka, pająki i pieluchy dla wyrównania, bo tych słówek Misia po polsku nie mówi (jeszcze! :D ).

Dzienniczek już nam polskiemu i francuskiemu językowi pomaga, bo wiemy jakie słówka trzeba Misi wstukać do główki dla wyrównania z angielskim.


(zdjęcia i obrazki w dzienniczku znalazłam w internecie, więc nie mam do nich żadnych praw autorskich. Każdy znaleziony został na jakiejś innej stronie. Jeżeli obrazek lub zdjęcie należy do Ciebie, daj mi proszę znać a zamaskuję go na powyższych zdjęciach.)

Sunday 1 February 2015

Słownik 18-miesięcznego trzyjęzyczka

Do dwóch latek jeszcze pół roczku, ale już teraz Misia obchodziła kolejne pół-urodzinki.
Od ostatniego słowniczka w zeszłym miesiącu, przybyło chyba ze 40 nowych słówek.
Aż sama ciekawa jestem ile z tego wszystkiego to odgłosy zwierząt, ile to imiona ludzi wokół niej, ile to słówka faktycznie brzmiące jak słowa w jednym z jej trzech języków, a ile z nich to słówka, które sobie sama zmyśliła, a mimo to, konsekwentnie używa na tą samą konkretną rzecz.

Wyszło, że mniej więcej 45 polskich, 20 angielskich, 10 francuskich, 5 zmyślonych, 6 imion, 35 dźwiękonaśladowczych.

W zeszłym miesiącu skończyło się na 68, więc zacznę od 69:
fot. wychowac3jezyczka
 69. Ke ke - (PL) kle kle jak bocian
70. Gu gu - (PL) gul gul jak indyk
71. Ge ge - (PL) gę gę jak gęś
72. Pać - (PL) spać
73. Op op - (PL) hop hop - jak Misia albo dziecko na obrazku skacze, ale według niej tak też "robią/mówią" wiewiórki
74. Nene - (?) wszystkie króliki do tej pory, ale teraz także wiewiórki
75. Opa - (PL) - opla - ja tak mówiłam jak wyciągałam ją z łóżeczka, fotelika samochodowego itp.
76. Eche eche - (PL) - umie tak odpowiedzieć zapytana jak ktoś kaszle
77. Aaa - (PL) - lew
78. Je/ ja - (ANG) - yeah = tak
79. Taki(e) - (PL) - oznacza soczek, czyli puree z owoców w tubce. Pytałam czy chce taki czy taki (soczek) i tak jej zostało :)
80. Ja - (PL) - ja - pokazywałam jej jak pokazać na siebie i mówić JA i pokazywać na kogoś innego mówiąc TY.
81. Ty - (PL) - j.w.
82. No...c - (PL) - nos
83. Babol - (ANG) - ball + bauble = piłki i bąbki choinkowe
84. Gaga / gada - (PL)  gwiazda
85. Ichnio - (?) - mleko
86. Jece - (PL) jeszcze
87. Siapsia / Psiapsia - (PL) Babcia
88. Pu - (ANG) - poo = kupa
89. Kaka - (FR) - caca = kupa (jak nie reagujemy wystarczająco szybko (zmianą pieluchy) na PU połączone z klepaniem po pupie, to próbuje po francusku)
90. Du du - (?) - jogurt
91. Seje / sece - (PL) serek
92. Ebe / Łebłe - (PL) chlebek
93. Nieć - (PL) śnieg
94. Bib - (ANG) śliniak
95. Momo - (?) spodnie, getry, leginsy
96. Aga - (PL) ciocia
97. Oć - (PL) choć
98. Ma - (ANG) - man = pan
99. Pa(m) - (PL) - pan

UWAGA FAJERWERKI!!! :D

100. Mo - (PL) - smok
101. Haj - (ANG) hi - cześć
102. Haja - (ANG) hiya - lokalne cześć
103. Niam niam - (PL) - mniam mniam
104. Tap tap - (PL) kap kap - pada deszcz
105. Fuuu - (PL) wieje wiatr
106. Be - (PL) jak coś jest brudne i ogólnie be :)
107. Didi - (PL) rodzynki
108. Diade - (PL) - dziadek
109. mMija! - (PL) - no Misia :)
110. Teć - (FR) - tête = głowa
111. Ta ta - używa tego jako "proszę" (czaaasem jako dziękuję) kiedy podaje mi np. kawałki chusteczki, którą drze na strzępy. (ANG - używają tego w żłobku kiedy chcą, żeby dziecko im coś oddało. Lokalnie znaczy to thank you, czyli dziękuję, ale Misia najwyraźniej rozumie to jako "proszę"). Czasem też używa tego jako " poproszę".
112.  Pje pje - (FR) pied(s) = stopa/(y)
113. Mor - (ANG) - more = jeszcze (jak nie reaguję wystarczająco szybko na jej JESZCZE) :)
114. I sia - (FR?) - wydaje nam się, że kopiuje francuskie "et ça" / "ça" = I TO / TO
115. Łiiii - (ANG) - Weee - jak się kręci w kółko lub zjeżdża ze zjeżdżalni itp.
116. Oh No! - (ANG) - och nie! - z całą dramaturgią, przyłożeniem ręki do otwartych ust :D
117. Się - (PL) - jeż
118. Oj - (PL) - oj, jak się potknie itp.
119. Tan tan - (PL) - na tańczy/ tańczymy i zaczyna się bujać i tańczyć
120. Ba(ch) - (PL) bach bach

Stworzyła też trzy pierwsze zdania z dwóch słów, ale że nie ma tam czasownika to nie wiem czy się liczy :)

I. Jece Ama - jeszcze czegoś dla Misi
II. Mama jece! - mama daj jeszcze rodzynków, nie widzisz że już zjadłam wszystkie?!
III. Oko nene - wsadziła sobie łapkę króliczka do oka przy usypianiu

Powtarza
To - (PL) - to
Aszi - (ANG) Ashling - koleżanka ze żłobka
Oly - (ANG) - Holy - koleżanka ze żłobka
Ana - (ANG) - Una - koleżanka ze żłobka
Ama - (ANG) - Emma - pani ze żłobka
Ta - (PL) - tak
Mióć - (PL) miód
Sioć - (FR) chose = rzecz
Sieś - (FR) chaise = krzesło
Edi - (ANG) - Aideen - pani w żłobku
Emi - (ANG) - Amy - pani w żłobku
Rua - (ANG) - Roua - mały kolega z osiedla
Kem - (PL) - krem
Pepe - (PL) - pępek
Dooo - (ANG) - door = drzwi
A cik! - (PL) - a psik!
Ał - (PL) - ała, jak się uderzy itp.

Słówka, które powiedziała sama kilka razy ale zaniknęły:

Bal - (ANG ball - piłka), Majn (ANG mine - moje), kuku (PL - kukułka)

Toto? - co to? (PL)

U U - książeczka z wierszykiem Zima Zła - Hu hu ha! (PL)

Ziu - jak kotek z misiem w książeczce zjeżdżają po tęczy, albo rybka szybko płynie itp. (PL)


Słówka, które Misia powtórzyła kilka razy, lub powtarza ale sama ich jeszcze nie używa:

guzik, ma (FR main/mains - ręka/ręce) 

Poprzednia lista z siedemnastego miesiąca.

Wednesday 28 January 2015

Dwa sposoby na zabawę - globalne czytanie odgłosów zwierząt

Znacie już moją foremkę na muffiny z układanki w samogłoski. W związku z tym, że poprzednia wersja się znudziła, przerobiłam samogłoski na odgłosy zwierząt. Zastanawiałam się, czy czasem nie zrobić paradgmatu (np. z P - PA PO PU PE PI PY) zamiast tego. Albo przynajmniej zamiast oryginalnych dużych kartonów z samogłoskami, zrobić takie z tym paradygmatem i poprzyczepiać do balkonowej szyby tam gdzie mieszkają te samogłoskowe..
 
Samogłoski już Misi wcale nie kręcą. Skończyła królewna 18 miesięcy i nagle z nich wyrosła?!
Jak tylko wyciągam książeczkę J. Cieszyńskiej "Kocham Czytać" z samogłoskami, Misia mówi mi stanowczo, że "Nio. Nonononono." tego czytać nie będziemy. Tu woli dźwiękonaśladowcze, albo pierwsze sylabki z P M, B L, T D.
 
Sama czytać samogłoski potrafi, zapytana "Co to?", mówi, że A czy inna, ale żeby powtórzyć po mnie chciała podczas czytania samogłosek, to jeszcze się nie doczekałam... Do rozumienia jest pierwsza, bez problemu pokazuje zwierzątka jak pytam "Gdzie jest?", choć samogłosek nie chce już pokazywać w odpowiedzi na to samo pytanie. Kiedyś przynosiła kartony z samogłoskami proszona o A czy E. Teraz przynosi wszystkie na raz, że co my ją z głupią bierzemy? Przecież nie będzie chodzić w te i z powrotem i po jednej przynosić... :)
 
Wybrałam 6 wyrażeń dźwiękonaśladowczych z kategorii zwierzątek i powklejałam: KO, IHA, BA, MU, II, ME.
 
Do pudełka wrzuciłam też 6 odpowiednich zwierzątek (parę z Lego Duplo, parę z Playmobil i parę kupionych przez babcię i dziadka na świątecznym jarmarku).
 
Parę razy udało mi się ją nakłonić, żeby wkładała zwierzątka.

 

 
Znudziło się jednak szybko.
 
Kombinowałam co dalej i zrobiłam zalaminowane kartoniki z odgłosami zwierząt i dodatkowo dla zachęty (hmm...) i odmiany, zdjęcia zwierzątek + ich rysunki konturowe.
 
(Do zdjęcia zebra udaje konia, bo akurat oryginalny zestaw zwierzątek schowałam do kolejnej rotacyjnej wymiany Misiowych zabawek.)
 


Zastanawiałam się jeszcze czy ich na klocki nie ponaklejać, ale wtedy klocki się ślizgają i nie da się z nich wieży układać.

Nie chcę po klockach pisać markerem.
W sumie "magiczna" taśma klejąca firmy Scotch, po której można pisać, mogła by się nadać.
Będę musiała spróbować. Taśma nie ma na tyle mocnego kleju, żeby farbę z klocków zniszczyć, ale pewności nie mam.


Powyższa wersja też starczyła na kilka razy. Następny patent był lepszy, bo Misia kocha! tą książkę. Pisałam już o niej w poście o Książeczce Niezniszczalce. wszystkie zwierzaki są w niej całowane.

Co prawda występują w tej książce tylko cztery zwierzątka z którymi zrobiłam kartoniki, ale Misia wreszcie chciała choć przez chwilę współpracować, żeby kartoniki do czegoś dopasowywać.

Podawałam Misi po jednym obrazku odpowiadającym zwierzakowi na otwartych stronach książki (na zmianę ze zdjęciem/konturem zwierzątka i zapisem odgłosu) i pytałam co to. Jak odpowiadała (podpowiadałam przy sylabkach), to mówiłam to połóż tu (pokazywałam jej palcem na stronę książki, obok zwierzaka). Kładła.

Potem dawałam ostatni kartonik jak poniżej KO i obok kładłam jakiś inny (BA) i prosiłam, żeby pokazała, które to KO, a potem położyła obok innych obrazków.

Nie powiem, że umie, bo podpowiadałam na wszystkim poza zdjęciami i konturami. To było bardziej, jak już napisałam wyżej, dla zachęty i poćwiczenia, dodatkowego patrzenia chociaż :)



Monday 26 January 2015

Sylabowe czytanie ząbkuje

Naszła mnie wczoraj pewna myśl… Podejście moje w kwestii wczesnej nauki czytania jakieś takie “higieniczne” się zrobiło, żeby choć raz dziennie, chociaż coś najmniejszego jej pokazać. Tak jak z myciem zębów, żeby chociaż raz dziennie i jakoś tak, żeby tej czynności nie znienawidziła..

Do tego by dziecko nauczyło się języka, a co najważniejsze, chętnie się uczyło, nie można dziecka zmuszać. Roczniaka to się raczej wcale nie da :-) . To tak podobnie jak z myciem zębów… Zmuszanie skończyć się może chyba tylko typem wybiórczego szczękościsku.

Zębów Misiowych nie zamierzam przestać myć i tak samo jest z nauką polskiego.



Z nauką samogłosek poszło całkiem ok .Ja miałam jakieś natchnienie i Misia się interesowała. Teraz po mału pokazjuję jej sylabki i wyrażenia dźwiękonaśladowcze, ale Misi to już tak nie kręci.

Nie robię ani sobie, ani jej jakiejś presji na to, że ma czytać już jako dwulatek. Dojdziemy do celu jak będzie gotowa. Ale nie chcę osiąść na laurach tego, że potrafi przeczytać sześć samogłosek. Chiałabym, żeby nauka tak jakoś przez zabawę się samoczynnie toczyła, ale nie umiem Misi jakoś nią zabawić.

Misia jeszcze jest za mała na “gry”, nie rozumie jeszcze, że można się bawić według jakichś reguł. Tak trochę na zapas się martwię, jak jej teraz nie umiem podekscytować, to jakbędzie później z innymi rzeczami?

Dopasowywać kartoników czy zwierzątek nie chce, woli ćwiczyć ubieranie koszulek przez głowę z pominięciem rękawów, albo ubieranie koszulek na nogi, często z rękawów użyciem. To ją teraz kręci i jakoś nie umiem tego z nauką czytania połączyć :-) Językowo cały czas ją edukuję bo mówię i odpytuję wyrywkowo gdzie ma ręce, nogi, głowę, nos, nawet łokieć pokazuje i jak mówią zwierzątka.

Coraz częściej coś po nas powtarza, ale nie przy czytaniu.

Po napisaniu tego co poniżej stwierdzam, że będę mogła wam powiedzieć z czystym sumieniem, że wystarczająco się wysiliłam, jak spróbuję Misię zainteresować sylabkami na przynajmniej tyle różnych nowych lub odnowionych sposób, na ile szorowałam jej ząbki :-)



Odkąd Misi wyrosły piewrsze ząbki na 11 miesięcy temu, są codziennie myte, a że Misia nie uznaje tego za świetny pomysł, musiałam się nagłówkować i nadal główkuję. Każdy sposób działa o wiele za krótko jak dla mnie:

- Była szczoteczka z silikonowym “włosiem”,

- Była szczoteczka z kolorowymi zwierzątkami

- Było “ty szoruj mi, a ja Tobie poszoruję ząbki”

- były moje wygłupy i głośne śpiewanie “Była sobie żabka mała” gdzie element rozproszenia Misi, pozwalał mi troche szczoteczką poszurać.

- Było szorowanie gdzie Misia siedziała na naszej toalecie

- Było szorowanie gdzie Misia stała na stołku przy umywalce

- Było szorowanie, gdzie Misię trzymałam na rękach przed lustrem w łazience, a właściwie to jedną ręką trzymałam, a drugą szorowałam

- Było to samo co wyżej, w przedpokoju

- Było szorowanie podczas kąpieli w wannie

- Było szorowanie gdzie ona stała na stołku w łazience pod ścianą, rozśmieszałam ją na tyle na ile się dało i gilgotałam, a jak się śmiejąc podnosiła główkę w stronę sufitu z otwartą buzią, szorowałam ekspresem z zaskoczenia.

- Było szorowanie gdzie Misia ogląła teledyski kreskówkowe na YouTube na moim telefonie

- Było szorowanie gdzie oglądała teledysk Fasolek “Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda…” i strasznie podobał jej się w nim piesek.

- Było szorowanie gdzie ja to śpiewałam, a szorować się tylko dawało jak Misia śpiewała wstawkę w refrenie “O O O” J

- Było szorowanie nawet kiedy Misia nie chciała w ogóle dzióbka otwierać. Kładłam ją wtedy na dużym łóżku w jej sypialni, gilgotałam ją stopą po klatce piersiowej (normalne gilgotki jej nigdy nie śmieszyły J), potrzymywałam się jedną ręką , a drugą szorowałam na tyle na ile się dało

- Było szorowanie u Misi w sypialni na moich kolanach, przed czytaniem bajki na dobranoc

- Było szorowanie podczas czytania bajki..

- Było tak, że nie dała mi w ogóle szorować, to w zastępstwie samodzielnie przeżuwała szczoteczkę.

- Miała takie szczoteczki z tyłem główki szczoteczki pokrytej gumą/silikonem, ale wygryzała w tym dziury, więc kupiłam inny typ – bez tej gumy.

- Było szorowanie szczoteczką elektryczną raz.

- Teraz szorujemy na dwie szczoteczki: Misia szczotkuje wyłączoną elektryczną, a ja tą drugą…

- Na koniec tygodnia chyba będziemy szorowac wisząc do góry nogami…!

Thursday 8 January 2015

Jak łatwo stworzyć przestrzeń Montessori we własnym domu?

Mam w domu taką małą Misię - Zosię - Samosię. Lubi sama i już. Taki wiek, ale i potrzeba charakteru. Do samodzielnego zakładania skarpetek czy poprawnego mycia zębów jeszcze daleka droga i wiele, wiele prób, ale są takie czynności, gdzie już teraz udało mi się "pomóc dziecku nauczyć się jak zrobić to samemu" zgodnie z metodą Montessori.

W Irlandii od 3-5 lat (potem zaczyna się tu szkoła) Misia przejdzie do sekcji przy jej żłobku, prowadzonej tą właśnie metodą.

Nie ma w klasie Montessori nauczycielskiego biurka na czele i szkolnych ławek. Dzieci uczą się we własnym rytmie, przy stolikach dostosowanych do ich rozmiarów, czy na dywanikach na podłodze. Ćwiczą i odkrywają, wspierane przez opiekunów, zapinanie guzików, samodzielne mycie rąk, nalewanie sobie wody do szklanki, odrysowywanie kształtów, sortowania według wielkości, koloru i tym podobnych. Materiały w sali Montessori są głównie wykonane z naturalnych materiałów, takich jak naturalne i malowane drewno, metal czy szkło. Materiały są tak skonstruowane, że działają na wszystkie zmysły dziecka. Znajdziemy tu więc różne zapachowe, dotykowe czy słuchowe memo i koszyk różności z kamykami, szyszkami, muszelkami itp.

Nauczyciel ewentualnie prezentuje jak wykonać zadanie lub zachęca do podjęcia innej czynności, by poszerzyć horyzonty umiejętności dziecka, a potem wspiera.  Reszta należy do dziecka. Większość materiałów jest tak skonstruowana, że popełniony błąd będzie dla dziecka raczej oczywisty (automatyczna korekta błędu) i będzie ono mogło samo błąd odkryć i poprawić, bez potrzeby jego wytknięcia przez nauczyciela. Wpływa to bardzo pozytywnie na pozytywną samoocenę i wiarę we własne możliwości dziecka, gdyż pozwala to zminimalizować uczucie zawodu z nieudanych prób.

W każdej danej chwili, jedno dziecko może bawić się materiałem dydaktycznym z kategorii wprowadzenia matematyki, inne może uczyć się czytać, jeszcze inne może ćwiczyć motorykę małą przenosząc wodę z jednej miski do drugiej za pomocą gąbki. Nie ma tu nauki na jedno kopyto, wszyscy w tym samym tempie. Żadne dziecko nie musi mieć stresu, że nie nadąża, albo że już ma wiedzę z tego zakresu i się nudzi. Nauczyciel ma za zadanie wpierać indywidualny rozwój dziecka zgodnie z jego własnym rytmem.

Tak zwane "środowisko Montessori" to nie tylko specjalnie przygotowana klasa w szkole czy przedszkolu, ale także przestrzeń, którą możemy naszym dzieciom przygotować samodzielnie w naszym domu. Najważniejsze, by stworzyć bezpieczne dla dziecka środowisko i zaopatrzyć je w odpowiednie materiały do pracy i jakieś półki, by dziecko mogło nauczyć się porządku, ale też by miało dostęp do wszystkiego w zasięgu małych rąk.

W internecie można znaleźć wiele zdjęć dla inspiracji. U nas elementy środowiska Montessori wyglądają tak:

W łazience schodek do umywalki. (Lepszy niż ta krawędź, na którą wspinała się wcześniej...)

 
W pokoju półki na książki i zabawki.
 

 
W zabezpieczonej kuchni własny stolik i krzesełko.

 

 W przedpokoju miejsce na buciki i wieszak na kurtkę.


A tak Misia-Samosia siama się ubiera :) Na ten moment skupiam się na tym by jak tylko się da ułatwić jej ćwiczenie i próby, nie pcham się z pomocą i nie poprawiam za wcześnie, chyba że czas już wyjść do żłobka, tylko klaszczemy razem, wołając: Jej! Brawo! Świetnie!

Najcudowniejsza jest dla mnie radość mojego dziecka gdy pęka z dumy z własnych możliwości.

Kurtkę umie sama założyć, na jedno ramię..

 
 
Legginsy - do kolan. Jak dobrze pójdzie :)
 
Raz nawet zakosiła spodenki swojej lalki. Szukałam ich po całym pokoju aż w końcu zauważyłam, że Misia wciągnęła je na jedną swoją łydkę...
 
 
Buty najpierw z plastikowych kubeczków w wannie, potem gumiaki,
 
 
 
a dziś rano całkiem sama, prawy na lewy :)
 
 

 
 
 
Zupełnie inaczej Misiaczek podchodzi teraz do kolejnych prób, nawet gdy nie do końca jej się udaje. Sama cieszy się nawet z małych sukcesów i już dawno nie było frustracji, że coś znowu nie wyszło. Takich sytuacji było wiele jak około roczku Misia zdecydowała, że sama będzie ubierać sukienkę i to przez głowę...  Krzyczała wtedy na nas i na tą sukienkę i zwiewała do kąta, albo za zasłony. 
 
Teraz jest o wiele cierpliwsza i złości się tylko jak jej chcemy jednak dalej za wcześnie pomagać. O tyle o ile może kombinować "sama", może tak siedzieć na prawdę dobrą chwilę wciągając i ściągając portki :)

 
 
A tu jeszcze troszkę o metodzie: 
 
Czym jest Montessori i skąd się wzięło?

Maria Montessori urodziła się w roku 1870 we Włoszech, w kraju który w tamtym okresie był bardzo konserwatywnie nastawiony do kobiet. Pokonując wiele przeszkód, Montessori została psychologiem, pedagogiem i pierwszą kobietą - lekarzem włoskiego pochodzenia. Podczas jej pracy w darmowej klinice przy Uniwersytecie Rzymskim, doszła do przekonania, że wszystkie dzieci rodzą się z ogromnym ludzkim potencjałem, który może się rozwijać, tylko jeśli dorośli zapewnią im odpowiednią stymulację w pierwszych latach życia.

Chcąc udowodnić swoją teorię, w 1907 Montessori otworzyła pierwszy Dom Dzieci - Casa dei Bambini dla dzieci klasy pracującej, które były za małe by pójść do szkoły.
Na początku dzieci tam uczęszczające były agresywne, niecierpliwe i ogólnie nieokrzesane.
Po tym jak Montessori zaczęła od nauczania starszych dzieci jak pomagać przy codziennych czynnościach, ich zachowanie uległo drastycznej zmianie. Z ulicznych łobuziaków stały się przykładem wdzięku i uprzejmości.

Montessori zauważyła, że małe dzieci odczuwają pewną frustrację w świecie gdzie wszystko jest w rozmiarach przystosowanych dla dorosłych. Zatrudniła więc stolarzy do wykonania małych stołów i krzeseł, wystarczająco lekkich, by dzieci mogły same je przesuwać bez pomocy.
Dzieci lubiły siedzieć na podłodze, więc dała im małe dywaniki definiujące obszar do zabawy czy nauki a one szybko nauczyły się chodzić dookoła dywaników tak, by nie przeszkadzać innym dzieciom w ich działaniach.

Po niezliczonych godzinach spędzonych na obserwacji i obcowania z dziećmi, Montessori doszła do wniosku, że przechodzą one przez kilka okresów rozwojowych, gdzie każdy z nich charakteryzuje się specyficznymi zainteresowaniami i sposobem myślenia. Odkryła, że dzieci podążają za własną logiką w każdym z tych okresów, obok preferencji dla pewnych czynności lub zabaw i naturalnych tendencji zachowania.

Obserwowała jak dzieci zachowują się w spokojnym i uporządkowanym środowisku, gdzie wszystko miało swoje miejsce. 

Dała im możliwość rozwoju poczucia własnej niezależności i zauważyła wzrastający poziom szacunku dla samych siebie i pewności siebie podczas nauczania ich i zachęty do samodzielnego wykonywania różnych czynności.

Dzieci traktowane z szacunkiem i zachęcane do podejmowania prób by pozyskać nowe umiejętności uczą się chętniej działać samodzielnie. Montessori nauczała, że dziecko, które czuje się szanowane i zdolne rozwinie wyższy poziom pozytywnego emocjonalnego samopoczucia niż dziecko, które jest zwyczajnie kochane i zadbane.

Nauczyciele Montessori dzielą przekonanie, że sukces tego typu szkół jest bezpośrednio związany z tym do jakiego stopnia dzieci wierzą, że są zdolnymi, samodzielnymi ludźmi.

Kiedy dzieci rozwiną u siebie znaczny poziom samodzielności, torują tym samym drogę na całe życie do dobrych nawyków pracy, samo-dyscypliny i poczucia odpowiedzialności.*

W klasie Montessori jest kilka podstawowych zasad dotyczących zachowania i porządku, ale poza tym dzieci mają wolność by wybrać sobie zajęcie i pracować nad nim tak długo jak tylko chcą. Mają wolność poruszania się po całej sali, pracować same lub z innymi. Najczęściej dzieci wybierają sobie zajęcie zgodne z ich zainteresowaniami, choć opiekunowie mogą pomóc im wybrać materiały, które postawią przed dzieckiem nowe wyzwania i coś nowego do analizy i eksperymentowania.

*Tłumaczenie z języka angielskiego fragmentów na stronach 12-13, 18, z książki autorstwa Tim Seldin "How to Raise an Amazing Child the Montessori Way", wydane przez DK Publishing, 2006.